Wewnętrzna Świątynia
Prolog
Gdzieś w tropikalnym lesie, w samo południe, na gałęzi jednego z drzew, wylegiwał się trójpalczasty leniwiec. Gdy tak sobie leżał, żałował tylko jednej rzeczy... Czemu te listki są tak daleko, czemu muszę po nie tak daleko sięgać... zastanawiał się leniwiec, lecz mimo wielkiego poświęcenia jakie wydawało mu się, że dokonuje, nie przestawał karmić się zielonymi, świerzutkimi listkami. Zamiast zmienić swoje położenie, leniwiec w swojej strefie komfortu wolał sięgać daleko po nowe listki... w końcu spadł ze swojej gałęzi, tak po prostu spadł na ziemie. "O niee" – pomyślał leniwiec. "Cały dzień będę wspinał się z powrotem, chyba że coś wymyśle". Spojrzał leniwiec na swoje drzewo z innej perspektywy, obejrzał je całe z dołu do góry, i zauważył coś czego z góry nie było widać. Chyba uderzył się w głowę gdy spadł, bo się w łepetynce małego leniwca pozmieniało. Zauważył, ze tam przy konarach drzew, korzenie układają się w fotel. Chyba całkiem wygodny, jak sobie tam usiądzie to sprawdzi. Jeszcze to czego nie ma na gałęzi to oparcie dla pleców. Liście też się znajdują na dole... tylko trochę strach tu na dole, bo w końcu to nie miejsce dla leniwca... drapieżniki i inne podejrzane osobniki. Mimo wszystko leniwiec z lenistwa postanowił, że nie będzie wspinał się z powrotem na górę. Rozsiądzie się wygodnie przy samych korzeniach. I tak też zrobił. Jego nowe legowisko okazało sie wyjątkowo wygodne. Rozkoszując się tą chwilą leniwiec tak się zrelaksował, że na chwile zapomniał o całym świecie. Ta chwilka wystarczyła, aby leniwiec zasnął... zasnął w sen, w którym nigdy nie spał. Chwila wystarczyła, żeby leniwiec odnalazł w sobie swoja Wewnętrzną Świątynie. Zadziała się magia. Stał się jarzmem łączącym korzenie drzewa z jego bujną korona. Leniwiec odnalazł w sobie Tęczowy Most miedzy światem materii, a światem energii. Leniwiec odkrył kim jest i tak już pozostało. Został już pod tym drzewem, absolutnie połączony z natura i ze wszystkim co jest i czego nie ma.

Dzisiejszy świat jest pełen ludzi którzy pokazują ci jak wyglądać, jak się ubierać, jak się zachowywać, jak mówić, jak uprawiać seks, jakim człowiekiem masz być. Mówią co myśleć na dany temat, co uznawać za słuszne lub nie, co jest dobre a co jest złe. Ci sami ludzie zdążyli już to wszystko poukładać ocenić i poszufladkować, a teraz bardzo chcieliby abyś uznał to i przyjął za swoje. Warto jest więc być uważnym i zauważyć czy przypadkiem nie oznacza to, że kreujemy siebie na podstawie zewnętrznego instruktażu, zamiast wewnętrznego przewodnictwa.
Zbyt wiele zaleceń z zewnątrz takich jak różne zasady, sztywno przyjęte normy, prawa, a nawet religie czy doktryny filozoficzne, to wszystko tylko wyciąga nas z Wewnętrznej Świątyni. Zapytaj więc siebie... zapytaj swoje ciało, swoje serce. Podążaj za wewnętrznym głosem. Warto być uważnym na swoje uczucia, swój oddech gdy coś robimy, na swoje własne potrzeby. Czym jest ta Wewnętrzna Świątynia. To nic innego, jak ty sam. Twoje najważniejsze, podstawowe potrzeby, twoje marzenia. Wszystko jest zakopane gdzieś tam w środku przez ten zewnętrzny świat, który jest tylko odbiciem naszego wnętrza. Dlatego gdy chcemy coś zmienić w swoim życiu, powinniśmy zacząć od własnego wnętrza. Kiedy już odnajdziesz swoja Wewnętrzną Świątynie i do niej wejdziesz, być może zauważysz, że zrobił się tam niejako bałaganik. Możesz samodzielnie poznać siebie i zauważyć co tam nabałaganiło. A oto wrogowie naszej wolności.
-
Przywiązanie – do czegokolwiek... Jak można kochać ten świat i wszystko to co na nim, tak żeby nie pragnąc wszystkiego na siłę? Jak kochać ten świat, tak żeby za niczym nie tęsknić.
-
Niezadowolenie – ludzie czasami coś bardzo nie zadowala, na przykład poduszka do spania, lub fotel na którym siedzą, lub ktoś inny, jakiś inny człowiek sprawia, że stajemy się niezadowoleni. Czasem można narzekać, że zepsuł się nam telefon, podarły buty, możemy być wtedy strasznie źli. Warto zauważyć wtedy, że wciąż jeszcze mamy nogi, które nie zawsze ładnie pachną, ale są z nami, a co do telefonu... kiedy mieliśmy tylko kamień, a chęci szczere. Dziś telefony...
-
Głód i pragnienie – Dziś wielu ludzi nie skupia się na tym co je. W pokonywaniu głodu i pragnienia, wcale nie chodzi, o to, żeby iść przez pustynie przez 40 dni i nocy. Osobiście uważam, że to też fajna droga. Najprościej rzecz ujmując warto zwrócić uwagę na to czym zasilamy swoją Wewnętrzną Świątynie. Nie mam na myśli, żeby celowo się głodzić, ale zwrócić uwagę, czy to co jemy lub pijemy rzeczywiście nas odżywia, czy tylko oszukuje. Jak na przykład cukier i słodycze. Ale też i na to czy ilość wchłanianego pokarmu jest rzeczywiście nam potrzebna. Czy po prostu jemy dla przyjemności. Jako leniwiec, jem te liście dla przyjemności, przyznam się szczerze, że ich zapach i smak są niesamowite...
-
Zachłanność – Inaczej zwane pożądanie rzeczy. Ludzie gromadzą na siłę niektóre przedmioty. Bo się mogą kiedyś przydać. Być może ktoś teraz czegoś potrzebuję, a ty jutra nie dożyjesz i zeżrą cie robale, razem z całym zgromadzonym złomem. Ale zanim to się stanie, jeśli zgromadzisz za dużo to zaśmiecisz energetykę swojej Wewnętrznej Świątyni. W sensie, będziesz rozproszony, uwaga będzie uciekać. Za dużo zbędnych rzeczy w posiadaniu. Należy to wyrzucać, zużywać lub rozdawać, przerabiać, wykorzystywać. Za leżący w piwnicy sprzęt nieużywany od lat płacisz swoja energia. Skrajny przypadek kiedy ktoś zatracił się w zachłanności, to na przykład syndrom zbieracza i tym podobne egregory społeczne. Co innego zbierać znaczki, a co innego stare uszkodzone rupiecie.
-
Lenistwo – hmm... Jestem leniwcem, więc nie mam sobie nic do zarzucenia w tej kwestii jestem mistrzem. Ale patrząc na ludzi, zauważam, że zautomatyzowali sobie pół życia. Teoretycznie i praktycznie hodują samych siebie, ktoś musi pracować, żeby ktoś nie musiał wcale... wcale... Poza tym poprzez ludzkie wygodnictwo generowane jest cierpienie. Na przykład hodowanych na ubój zwierząt, a także samych ludzi, gdyż to mięso w imię większej wydajności faszerowane jest chemicznie, co dla nikogo nie jest i nigdy nie będzie dobre. Poza tym samo mięso, to coś martwego, jest w nim strach, bo właśnie to czuja zwierzęta prowadzone na rzeź. Gdy sam polujesz, oraz sam jesteś gotów by zostać przez coś pożartym, wtedy wygląda to w porządku.
-
Lęk – ten pojawił się gdy wywiedziono nas z naszej Wewnętrznej Świątyni, a my zaczęliśmy szukać atencji, walidacji na zewnątrz, żyć pod dyktando pytania "Czy dam radę być takim, jakim inni mi każą lub ode mnie oczekują?". Prawdziwego, wewnętrznego siebie, nigdy nie jesteś w stanie zawieść. Prawdziwy ty oczekujesz pozostając w czystej miłości i spokoju i po prostu czekasz aż w końcu małe Ja, zacznie o siebie odpowiednio dbać, bez żadnego krytycznego oceniania.
-
Zwątpienie – czasem wątpimy w siebie. Bo czasem jest ciężko, trudno. Czasem inni ludzie nie pokrzepią słowem, lub okoliczności sprawiają, że się nam po prostu odechciewa. Porównując się z innymi, tez możemy zwątpić. Gdy patrzymy na innych, wydaję się z boku, że im wszystkim to tak łatwo przychodzą sukcesy. Ale to nie prawda. Zamiast to kontynuować, lepiej być wdzięcznym sobie za wszystko co do tej pory udało się, lub nie udało się osiągnąć, wtedy wyciągamy wnioski z doświadczeń i za te wnioski jesteśmy sobie wdzięczni. Bazując na tym co sami odczuwamy podczas naszej drogi, czy dobrze, lub źle się czuję podejmując daną decyzję, to uczucie które wtedy towarzyszy jest drogowskazem.
-
Pycha i nieuczciwość – No któż to, jak nie ten który pokonał już lęk i zwątpienie w siebie nie stał się Brucem Wszechmogącym? No tak, oczywiście należy się cieszyć ze swoich sukcesów. Czujcie wtedy ogromną radość, gdyż się wam udaję pokonywać wewnętrzne ograniczenia. To cudowne uczucie, warto się starać dla siebie. Ale warto być uważnym i pamiętać, że w każdym naszym bracie jest taki sam Bruce Wszechmogący, zamiast wiec swojego Bruca wywyższać pod niebiosa, lepiej się nim po prostu podzielić z innymi. Bo to nie dla miejsc, glorii, skarbów czy oklasków się żyje, tylko dla ludzi...
-
Zaszczyty, pochwały, niezasłużona sława – Kiedy już bohater zauważy, że nie tylko dla siebie został Brucem, wciąż musi uważać, aby jak to ludzie mówią, nie obrosnąć w piórka. Nadal powinien kierować się uczuciem płynącym z serca. Bo czasem może się tak się tak stać, że nie damy rady każdemu podać pomocnej dłoni. Dobrze umieć wtedy wybrać co jest słuszne i prawidłowe, nie kierować się uznaniem z zewnątrz, pozostać sobą, robić to co uważa się za słuszne, od serca. Czyli jak segregujesz śmieci, to cudowna inicjatywa, ale sąsiada zostawiasz w spokoju, nie oczekujesz, że ma być Twoim klonem, bo to co Ty robisz jest słuszniejsze niż jego postępowanie. Szkoda energii, albo jak to ludzie mówią, szkoda strzępić ryja.
-
Lekceważenie – Czasem gdy zauważymy własne postępy i poczujemy się już sami ze sobą cudownie i wyśmienicie, warto wciąż, zawsze, pozostać uważnym, gdyż poprzez samozachwyt możemy nie zauważyć wywrotnych myśli, i nie zauważyć kiedy zeszliśmy ze swej wspaniałej ścieżki.
Tacy to właśnie bałaganiarze kochane, bez nich, nie było by tyle cudowności na tym świecie. Słońce po deszczu by nie cieszyło. Cisza w hałasie, nie przynosiłaby ukojenia. Hałasu nie byłoby w ciszy... Noc, nie tuliła by dnia do snu i odpoczynku. Trawa nie rosłaby od słońca. Nie odpoczywałbym w cieniu drzew. Niby bałaganią, ale można się z nimi dogadać, zobaczyć skąd się naprawdę biorą... Gdyby ich nie było nikt z nas nie umiałby kochać... bo żeby wydobyć z życia swój sen, trzeba liznąć cierpienia. A życie jest przemijaniem, więc nie róbmy sobie wyrzutów, że nie za każdym razem nam coś wychodzi tak jak byśmy chcieli. Gdyż nawet "najokrutniejsze" czyny naznaczone są miłością, bo Ten Ktoś kto tworzył te wszystkie plany, wymiary, kosmosy, tkał to z miłości.